30.01.2018

To już jest koniec...



Po prawie czterech latach doszłam do wniosku, że to już tak dalej być nie może. Że to nie ma sensu... Donikąd nas to nie zaprowadzi.
Pora z nim skończyć.
Raz na zawsze.

~ * ~



Wpadający w oko tytuł to naprawdę świetny clickbait. Sama nie raz i nie dwa się na to nabrałam, zaglądając na treści, które nie do końca były tym, czego się spodziewałam. Wybaczcie mi, że sama zachciałam również tego spróbować :P

Z czymś jednak rzeczywiście pragnę skończyć, możliwie na dobre. "A z czymże takim", zapytacie? Ano z cukrem, a raczej z jego nadmiarem w mojej diecie. Wierzcie lub nie, ale dopiero jakieś dwa tygodnie temu zorientowałam się, że moje naprzemienne napady energii a następnie jej braku są spowodowane właśnie tym białym paskudztwem. W którymś momencie po prostu chyba się odrobinę zagalopowałam i wpadłam w błędne koło.
Niefajnie, bardzo niefajnie. Moje zdrowie bardzo na tym ucierpiało, samopoczucie jeszcze bardziej. Na szczęście mogę zaradzić pogłębianiu tego stanu rzeczy i właśnie się za to ostro zabieram. Na początek detoks, potem zdrowa dieta i więcej ruchu. Może się to wydawać proste, jednakże dla osoby, która wręcz nienawidzi spędzać całych popołudni w kuchni, miast tego woli kupić gotowe danie w knajpie, a czas przygotowywania domniemanego posiłku przeznaczyć na coś innego - to, poważnie, nie lada wyzwanie.
Tym razem robię wszystko "z głową", a nie jak zwykle "wszystko na raz", więc może uda mi się nie złamać po kilku tygodniach.

Póki co jestem po tygodniu detoksu i muszę przyznać, że było ciężko. Naprawdę ciężko. Głowa (jak się zresztą spodziewałam) bolała dwa dni, czym organizm wyraźnie dawał mi znać, że domaga się nałogu w postaci cukru. Owszem, miewałam wtedy chwile słabości, kiedy to chciałam sięgnąć po coś słodkiego lub puszkę coli w pracy (albo i dwie), ale wtedy przypominałam sobie dlaczego to robię i zaciskałam zęby, po czym brałam kolejny łyk wody z butelki.
Nie znaczy to jednak, że całkowicie wykluczyłam cukier, o nie! To byłby czysty strzał w kolano, a porażka byłaby szybka i bardzo bolesna. Postawiłam na stopniową redukcję, po trochu eliminuję lub zastępuję. To chyba najbezpieczniejsza znana mi metoda.

Z każdym dniem jest coraz łatwiej, a za tydzień, może dwa, zacznę pomału ćwiczyć, by poprawić kondycję i wrócić do życia. Teraz już wiem, że nie dam się tak łatwo i tak, jak kiedyś zdołałam odstawić kawę, tak teraz ograniczę cukier. Kilkudniowy ból głowy to naprawdę niewielka cena, jaką można ponieść za poprawę własnego zdrowia.

Was również zachęcam do uczynienia chociażby maleńkiego kroczku w celu zadbania o siebie i swoje samopoczucie. Trochę wyrzeczeń to wymaga, ale hej! Nikt nie mówił, że będzie łatwo, jednak myślę, że późniejsze efekty są tego jak najbardziej warte :-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz